Doba dla Triathlonisty
pracującego zawodowego, mającego rodzinę powinna mieć 30 godzin. Nie jest to
możliwe. Dlatego, kiedy Ty Czytelniku spisz, ja jeżdżę na rowerze. Gdy oglądasz
seriale ja biegam lub pływam. Czuje się szczęśliwa. Jednak, aby wszystkie domowe
obowiązki wykonać, trzeba nieźle się nagimnastykować.
Od dziecka byłam aktywna fizycznie. Na początku było
łyżwiarstwo. Ulubiona gra w zbijaka i dwa ognie. Potem biegi, którymi zaraził
mnie skutecznie nauczyciel W-Fu. Potem doszło pływanie w Pałacu Młodzieży w
Warszawie, połączone z żeglarstwem i szkutnictwem. Czas liceum to jazda na rowerze,
rolki i ukochane bieganie. Następnie pojawił się fitness, narty. Jak widać
nigdy nie byłam kanapowcem. Czas wolny musiałam pożytkować na zużycie energii.
Gdy mam okres regeneracji, nie mogę usiedzieć w domu. Rodzina w końcu mówi:
„Idź pobiegaj” – to najlepszy dla mnie prezent.
Lipiec 2014 r.
Jestem na wakacjach na mazurach. Wstaje o świcie i… biegam.
Jak co roku pływam kilometry w j. Nidzkim. Czuje się jak przysłowiowa ryba w
wodzie. Jeździmy na rodzinne wypady po Puszczy Piskiej. Dobry znajomy, z którym
spotykamy się na wakacjach co roku, w końcu nie wytrzymuje i pyta się mnie
dlaczego nie startuje w Triathlonie. O właśnie! Dlaczego? Tak pojawiła się
myśl, aby połączyć moje dyscypliny w całość. Obserwuje pływaka, który pływa w
piance, jeździ na kosmicznym rowerze. Czasami mijamy się na dróżkach
biegowych. Jest tuż przed swoim kolejnym
startem w Triathlonie. Człowiek z Żelaza. A ja słaba płeć mam dać radę?
Wszystko na raz? Kilka godzin wysiłku? Na czas?
Wrzesień 2014r.
Czytam literaturę fachową dotyczącą Triathlonu, przekopuje
wiele portali internetowych. Czytam blogi triathlonistów. Jestem coraz bardziej
przekonana, że to jest właśnie to, co może dać mi ogromną radość. Piętrzy się
też lista wątpliwości. Braków umiejętności technicznych, o odpowiednim
sprzęcie, a w sumie o jego braku, nie wspomnę. Przygotowana jestem tylko w
jedynej dyscyplinie- w bieganiu. Wypożyczam piankę, jadę na testy pływania.
Nigdy nie pływałam w takim kostiumie. Mój pierwszy raz ma miejsce w ostatni
weekend września. Są podobne warunki atmosferyczne jak na zawodach. Zimno. Mam
wrażenie, że mój podstawowy styl pływacki (żabka) nie jest idealny do tej
wyporności, co oferuje pianka. Test oceniam pozytywnie. W tym da się pływać.
Trzeba rozważyć czy warto kupić piankę, czy tylko wypożyczać. Oddaje rower do
specjalisty, który jednoznacznie stwierdza, że mój TREK na tą dyscyplinę się
nie nadaje. Zakup nowego roweru wydaje mi się nie do przeskoczenia. Jest
jesień, wyprzedaże. Ogólnie dobry czas na zakup roweru. Pytam, radze się.
Jednak tak naprawdę, trudno jest stwierdzić, jaki rower kupić. Nie potrafię się
zdecydować. Zostawiam zakup na wiosnę.
Grudzień 2014r.
Wszystkie dyscypliny mam przetestowane. Dam radę. Mieszczę
się w limitach czasowych. Zawody triathlonowe wybrane. Dystans ¼ IronMana
wydaje się idealny na debiut. Opłata startowa opłacona. Klamka zapadła. Jak powiedziałam
A, to przetrwam do Z. Martwi mnie czasochłonność treningów. Trzy dyscypliny,
tydzień ma tylko 7 dni. Doba 24 godziny. Mam rodzinę, którą nie chce
zaniedbywać. Pracuję zawodowo. Treningi planuje intuicyjnie tak, aby nie odbywały
się kosztem innych obowiązków. Zazwyczaj metodą prób i błędów. Szukam wsparcia
technicznego, trenerskiego w dwóch pierwszych dyscyplinach. Dobrych praktyk.
Pływanie jest moją dobrą stroną. Może pomyśleć tylko trzeba nad zmianą stylu?
Za to kolarstwo jest mi całkowicie obce.
Wiosna 2015 r.
Sprecyzowałam cel, który chce osiągnąć. Nie jest ambitny.
Chce po prostu ukończyć Triathlon w limicie czasowym (5h). Debiut ma być
przygodą. Pokazaniem ewentualnych kierunków do dalszej pracy. Mam się świetnie
bawić. Czy to jest możliwe przy takim wysiłku? Zmieniam porę pływania na
basenie. Rano zrobiło się tłoczno. Chodzę teraz na basen wieczorem. Często
dopiero po 20.30 wtedy, kiedy mąż wraca z pracy i przejmuje obowiązki domowe. Córka
czeka na moje środowe rozpływanie. Bardzo chętnie idzie ze mną, jak również razem
jeździmy nad zalew na ponowne oswajanie się z pianką. Po wielkich trudach
kupuje rower. Typowa szosówka, pedały spd. Boję się, jak sobie poradzę z
wpinaniem i wypinaniem. Jak się okazało-słusznie. Przewracam się kilkakrotnie.
Pojawiają się łzy, rany, chwile zwątpienia. Przy pierwszych wyjazdach w teren
towarzyszy mi córka. To ona mnie w tym czasie wspiera. Teraz jeździ ze mną
przynajmniej raz w tygodniu. Miedzy
czasie podpytuje się, kto mógłby mi udzielić kilku wskazówek technicznych.
Jeżdżę na wyczucie. Idzie mi coraz lepiej. Wiem, że technicznie moja jazda
wygląda bardzo słabo. Dopiero jak trafiam tuz przed Triathlonem do kolarza-zawodowca,
mówi mi w telegraficznym skrócie o technicznych aspektach jazdy szosowej. Jestem
spokojna tylko do ostatniej dyscypliny, którą jest bieganie. Biegam, tak
całkiem przy okazji grupowego wyzwania BBL Grójec- Koronę Półmaratonów
Polskich. Jestem wytrzymała. Nie boje się biegu na Triathlonie. Tym bardziej,
że będzie odbywać się po moim ukochanym terenie crossowym. Jedyna obawą jest
to, że może nałożyć się już zmęczenie. Taktycznie planuje wolniejsze tempo niż
normalnie biegam.
Mój przykładowy dzień
Wstaje o 4:30, gdy mąż wychodzi do pracy. Około 5 wychodzę
na trening rowerowy. Wracam do domu,
budzę córkę. Razem szykujemy się do pracy i szkoły. Wracam po pracy do domu.
Teraz czas na obowiązki domowe. Jak każda kobieta gotuje, sprzątam, piorę i
prasuję. Odrabiamy z córką lekcje. W inny dzień wstaje o 6 rano. Szykuję obiad
lub sprzątam, po pracy wracam do dalszych obowiązków domowych. W taki dzień
zazwyczaj idę na basen lub biegam. Przed zaśnięciem czytam. Usypiam około 23. Cały
mój cykl przygotowawczy do startu w tych morderczych zawodach był oparty na
intuicji i własnej wiedzy. Bez sztywnego planu treningowego. Po prostu
pływałam, jeździłam na rowerze i biegałam. Słucham swojego organizmu. Kiedy nie
mogłam wstać rano- odsypiałam. Mimo wszystko starałam się regularnie wykonywać
to, co do mnie należało. Oczywiście na miarę amatora. Początkującym jednak radzę,
żeby nie rzucali się na głęboką wodę. Specjalny plan treningowy oraz opieka
trenerska gwarantuje sukces.
JBL Triathlon
Sieraków 2015r. Debiut 1/4 IRONMAN
Przyjeżdżam do Sierakowa na tyle wcześniej, aby móc zrobić
objazd trasy rowerowej oraz popływać w jeziorze w piance. Jestem w dobrym
nastroju. Taktycznie planuje start. Obiecuje sobie, w żadnej dyscyplinie nie
szarżować. Strefy zmian mam zamiar potraktować jako czas na regenerację.
Odpoczynek. Nieśpiesznie się przebrać. Wiem, ze szybka regeneracja mojego
organizmu to jest mój atut. Szacuję, że
powinnam zmieścić się w czterech godzinach na pięć możliwych. Wiem, że będę w
końcowej stawce. Jednak to mi nie przeszkadza. Przecież w tym roku mam ukończyć
te zawody. Przetrwać. Mam szacunek do dystansu. Podświadomie wiem, że mogę
jeszcze parę minut urwać. Staram się o tym nie myśleć. Przede mną ostatnia
prosta. Dostaje dużo motywacji od znajomych z grupy BBL Grójec. W tym czasie
jest mi niezbędna. Filmiki motywacyjne wywołują u mnie wzruszenie i płacz. Tak,
to będzie Wielki Dzień. Po cichutku mam zrobić swoje.
Pierwsze wrażenie przed startem pogłębia pogoda. Jest
wietrznie. Szkwali. Fale na jeziorze. Startuje w ostatniej turze. Już wiem co
to „pralka”, „wirówka” czy inne podobne określenia. Tak, jak pisano na blogach-
byłam kopana, wpłynięto na mnie kilkakrotnie. Siniaki niedawno mi zeszły.
Jednak cały czas kontrolowałam stawkę. Płynęłam swoim komfortowym tempem. Gdy
wyszłam z wody zerknęłam na zegarek. Było lepiej niż zakładałam. Do strefy
zmian mam około 250 m dobieg, w tym długi stromy podbieg. W samej strefie robię
wszystko zgodnie z planem. Ruszając w trasę rowerową nie czułam w ogóle
zmęczenia. Taktycznie miałam dać z siebie wszystko na podjazdach, na zjazdach
maksymalnie wykorzystać prędkość. Niestety w tym tkwi problem, że boje się
jeździć szybko. Hamuje. W ostatecznym rachunku wypadło lepiej niż planowałam.
Kolejna strefa zmian, kolejny relaks. Trasa biegowa jest wymagająca. Jednak,
jest to co lubię- cross z licznymi podbiegami i zbiegami o różnym stopniu
nachylenia. Biegnę cały czas kontrolując tempo. Nogi chcą mnie ponieść, a ja
biegnę na hamulcu. Tłukę sobie w głowie, ze sił musi mi starczyć na cały
dystans. Po pierwszej pętli patrzę znowu na zegarek. Mam świadomość, że jeżeli
utrzymam tempo, nie będę miała kryzysu, czas będzie o niebo lepszy niż
zakładałam. Wbiegając na metę wiem, ze jest to, co chce robić w życiu. Miałam
ogromny zapas sił. Dobrze to wróży na przyszłość. Moja pokora do dystansu
zaowocowała ogromną frajdą na mecie. Życzę każdemu takiej euforii, która trzymała
się u mnie dobry tydzień.
Podsumowanie:
Sformułowanie zawodników, że w Sierakowie tylko woda jest
płaska jest bardzo trafne. Dużą zaletą jest dość urozmaicony profil trasy, dzięki
czemu nie ma mowy o nużącym pokonywaniu kolejnych kilometrów. Z drugiej strony jest to wadą, bo zawody
uchodzą na dość trudne. Wyniki, które osiągnęłam na debiucie to: pływanie 0,95
km- 21:38; rower 45 km- 1:36:44; bieganie 10,55 km - 59:49. Strefa zmian T1-
8:09; T2- 4:10. Całość 3:10:29. Najlepsza
kobieta wśród zawodowców osiągnęła czas 2:22:13. Najgorszy czas 4:22:50. Jestem
bardzo zadowolona i szczęśliwa.
Dziękuje całej grupie BBL Grójec za wsparcie i doping.
Szczególnie Ewie Kasińskiej za towarzyszenie w treningach biegowych oraz
słuchanie moich wątpliwości i obaw. Ireneuszowi Wojciechowskiemu (Trener BBL Grójec)
za podpowiedzi w sprawach technicznych i motywację na ostatniej prostej. Ani
Prokopczyk za wiarę i wywiad w Piasecznie. Magdalenie Badowskiej za możliwość
wygadania się przed Białymstokiem. Darkowi Tyszeckiemu za pilnowanie tempa
żółwiego na ostatnim truchtaniu. Mariuszowi Pachockiemu oraz Dorocie
Szczepańskiej za ciepłe słowa. Stowarzyszeniu WGR KIS i Hani Marcińkiewicz za
wsparcie.